Marek Modzelewski
Z Mikołajem Cieślakiem i Robertem Górskim znamy się od lat, jeszcze z czasów mojej działalności kabaretowej. Występowaliśmy razem /Kabaret Moralnego Niepokoju i Kabaret Imienia Romana/ na tych samych imprezach, jeździliśmy na te same przeglądy kabaretowe. Ich organizatorzy bardzo dbali o to, żeby nie kwaterować nas w tym samych hotelach. Wtedy pojęcia takie jak: cisza nocna, bezpieczeństwo, trzeźwość, wstrzemięźliwość, przestrzeganie przepisów BHP, stawały się abstrakcją. Pozostało po tych ekscesach kilka fotografii… Nie u mnie, niestety.
Więc kiedy kilka miesięcy temu zadzwonił do mnie Mikołaj i powiedział: Modzel, spotkajmy się. Mam sprawę, zadrżałem. Od kilku lat jestem w szczęśliwym związku, mam dzieci, ustatkowałem się… Przeszłość mnie dopadła, pomyślałem.
Napisz dla nas sztukę, powiedział Mikołaj. Odetchnąłem… Tylko tyle?... Mikołaj kiwnął głową. A dacie mi spokój? Już nigdy nie będziecie mnie nachodzić?... Przytaknął niechętnie. Damy Ci to na piśmie…
No i stało się. Napisałem dla nich komedię. Starałem się. Wiedziałem, że to jedyna szansa, żeby się uwolnić od tego koszmaru. Wyszło nieźle. Tak mi się wydaje… Głęboko wierzę, że dzięki spektaklowi „Szwedzki stół” ja odzyskam spokój, a Państwo dobry humor i wiarę w człowieka.
Dobrej zabawy…